sobota, 31 października 2015

Maleństwo (XXV)


Niedzielny poranek przywitał nas ulewnym deszczem, dlatego też prawie do południa wylegiwaliśmy się w łóżku, ciesząc się sobą. Później wspólnie przygotowaliśmy obiad, resztę dnia również postanawiając spędzić na lenistwie. Ułożyliśmy się na kanapie, w swoich ramionach. Maks skacząc po kanałach próbował znaleźć coś, co na dłużej zajmie naszą uwagę. W końcu postanowiliśmy na jedną z komedii romantycznych, dzięki czemu szybko udało mi się wciągnąć, w przeciwieństwie do Maksa. Który już po kilkunastu minutach odpłynął do krainy snów. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy w pewnym momencie nie odpowiedział na moje pytanie i spojrzałam na jego twarz. Uśmiechał się przez sen. Zawsze mnie to rozczulało. Musnęłam delikatnie jego policzek, wygodniej moszcząc się w jego ramionach. Jakiś czas później moją uwagę zwrócił wibrujący na ławie telefon. Podniosłam się lekko, sięgając po komórkę Maksa. Olga... Spojrzałam na niego – spał najspokojniej w świecie.
- Maks? – dotknęłam delikatnie jego ramienia - Kochanie...
- Hm? - wymruczał, nie otwierając oczu.
- Telefon... Olga...
- … - momentalnie otworzył oczy, podciągając się do pozycji siedzącej. - Halo? Zaraz będę!


><


Usiadłam na kanapie, podwijając nogi tak, że na kolanach oparłam brodę. Kątem oka zerknęłam na leżącą obok komórkę. Ile to mogło trwać? Godzinę, dwie, trzy? Tyle czasu być może dzieliło Maksa, od zostania ojcem. Od wzięcia w ramiona swojego syna... Przymknęłam na moment powieki, a później, otwierając je, sięgnęłam po telefon.
- Cześć! – po kilku sygnałach po drugiej stronie usłyszałam głos Sylwii.
- Cześć... Olga rodzi... Maks właśnie pojechał do szpitala.
- Będę u Ciebie za pół godziny.
- Dziękuję – wyszeptałam, rozłączając się. Odłożyłam telefon obok siebie i spuszczając nogi, zsunęłam się na kanapie nieco niżej. Tyle razy wyobrażałam sobie tę sytuację. To było oczywiste, że musi nastąpić. Już od kilku dni wiedzieliśmy, że lada moment Kuba pojawi się na świecie. A jednocześnie czułam się tak bardzo nieprzygotowana.

><


- Hej – wysiliłam się na uśmiech, wpuszczając Sylwię do mieszkania.
- Mogłabyś się bardziej postarać – minęła mnie, krzywiąc się. - Ten uśmiech taki kiepski... – westchnęła.
- … – wzruszyłam ramionami.
- Zobacz co mam – wyjęła z torby dwie butelki wina i postawiła je na stole. - Gdzie macie kieliszki?
- … – skinęłam w kierunku szafki, siadając na kanapie – Będziemy pić?
- Będziemy. I jeść będziemy. Zaraz zadzwonię po pizzę. Hawajska?
- Nie jestem głodna. Ale możesz zamówić.
- Zjesz! Zjesz, wypijesz... Będziemy gadały o głupotach... I nie będziesz w ogóle myślała o Oldze, jasne?
- … – uniosłam brwi - To jest w ogóle możliwe?
- Jest. Ze mną jest. Trzymaj – usiadła obok mnie, wciskając mi w rękę kieliszek z winem. - Do dna! No już...
- Zwariowałaś?
- … - pokręciła przecząco głową.
- Może mogłaś od razu wódkę przynieść – roześmiałam się, zauważając, że jest zupełnie poważna. Spojrzałam na kieliszek... I w ciągu krótkiej chwili opróżniłam jego zawartość.
- Chyba, że chcesz pogadać?
- … – zdecydowanie pokręciłam przecząco głową.
- Nie.
I w momencie wypowiadania tego jednego, krótkiego słowa, całe zdecydowanie i siła, jaką miałam w sobie, jakby nagle rozpłynęły się w powietrzu, a z moich oczu popłynęły łzy. Chyba tylko mi się wydawało, że mam w sobie choć odrobinę siły...
- Alicja... – przysunęła się do mnie od razu, przytulając z całej siły. - Wiem, że to jest dla ciebie cholernie trudne... Jesteś taka dzielna... - mówiła, gładząc moje plecy.
- Szczególnie teraz – wyszeptałam, łamiącym się głosem.
- Szczególnie! A to, że musisz się wybeczeć... Jest zupełnie zrozumiałe.
Pozwoliła mi na to, siedząc tak ze mną i po prostu przytulając. Chwila słabości, była jedną z tych dłuższych chwil. Ale pozbycie się łez, które od telefonu Olgi gromadziły się w moich oczach zdecydowanie było mi potrzebne.
Matysik miała w sobie niesamowitą moc, bo kiedy już wylałam z siebie całe morze łez, naprawdę udało jej się zająć mój czas i moje myśli w taki sposób, że nie krążyłam dookoła Olgi, Maksa i być może w tym momencie pojawiającego się na świecie ich syna, prawie wcale. Prawie...
- Myślisz, że to... już? – spojrzałam kątem oka na zegarek. Było kilka minut po 1 w nocy.
- Maks by się odezwał? – odstawiła kieliszek i spojrzała na mnie uważnie. - On był z nią?
- Na sali? Nie. Nie chciała. A on nie naciskał. Ale powiedział jej, że będzie czekał pod drzwiami. Denerwował się strasznie, jak zbierał się do wyjścia.
- Orda – szepnęła, zerkając na wibrujący telefon.
Uśmiechnęłam się, wsłuchując się w ich rozmowę. Po kilku minutach Sylwia odłożyła telefon.
- Stęsknił się?
- Taa... Martwił się, czy wzięłam klucze. Żebym przypadkiem nie wyrwała go ze snu – odparła z powagą. - Swoją drogą co on robił tak długo, po 1 a on dopiero się kładzie...
- Czekał na Ciebie – uśmiechnęłam się szeroko. - Mam wyrzuty, że cię tak tu przetrzymuję.
- Sama się przetrzymuję. Przestań...
- Ale już późno.
- Wyganiasz mnie?! – oburzyła się - No tak, wino się skończyło... To mam już sobie iść?
- Tak, dokładnie – odparłam z powagą, po chwili z uśmiechem kręcąc głową. - Ale naprawdę możesz się już zbierać. Pracujesz jutro. A ja... dam sobie radę?
- Ty też pracujesz. Na pewno?
- Mhm. Dziękuję... – wyciągnęłam ramiona w jej stronę, pochylając się lekko i przytulając ją. - Nie wiem co bym bez Ciebie dzisiaj zrobiła. Jak Maks wyszedł... I uderzyła we mnie ta głucha cisza w mieszkaniu...
- Domyślam się – przytuliła mnie mocniej. - W porządku? – odsunęła się dopiero po dłuższej chwili.
- … - skinęłam głową.
><


Kiedy Sylwia wyciągnęła rękę, by otworzyć drzwi, one same ustąpiły, a w progu pojawił się Maks. Od razu zwróciłam uwagę na jego błyszczące oczy i uniesione ku górze, drżące lekko kąciki ust.
- Cześć – Matysik spojrzała na niego, po czym pochylając się w moją stronę, musnęła mój policzek - Zostawiam cię w najlepszych rękach. Trzymaj się, pa!
- Dziękuję – odprowadziłam ją wzrokiem.
- Paa – Maks ustąpił jej miejsca i po chwili zamknął za nią drzwi. Odwrócił się w moją stronę, jednocześnie z kieszeni wyjmując komórkę - Kuba. Przepraszam, że się nie odzywałem. Chciałem... Powiedzieć ci osobiście.
Odwrócił urządzenie w moją stronę, a mój wzrok od razu utkwił w zdjęciu.
- Maleństwo... – odezwałam się szeptem, dopiero po chwili, przejmując od Maksa komórkę i przesuwając palcem po ekranie. Drugie zdjęcie. Otwarte oczka. - Jest taki podobny do Ciebie... – wyszeptałam, czując, jak Maks podchodzi bliżej i kładzie dłonie ma moich biodrach. Musnął moją skroń, przytulając mnie do siebie. - Gra... Gratuluję – głos mi się załamał. Jedną dłonią objął mnie mocniej w pasie, a drugą zabrał z rąk komórkę.
- Kocham Cię – wyszeptał, chowając urządzenie do kieszeni i wtulając twarz w moje włosy. - Słyszysz? Kocham Cię.
- … - chciałam przytaknąć, jednak moim ciałem wstrząsnął dreszcz, który był wyrazem własnej niemocy, nie potrafiłam już nad sobą zapanować. Zaplotłam dłonie wokół jego szyi, wtulając się w niego najmocniej, jak tylko było to możliwe. A z moich oczu popłynęły strugi łez. Nie wiedziałam nawet kiedy zaniósł mnie do łóżka i kładąc się w nim razem ze mną, tulił mnie w swoich ramionach. Raz po raz składał delikatne pocałunki na mojej głowie, szeptając do ucha najpiękniejsze wyznania miłości, jakie można sobie tylko wyobrazić. Łzy z moich oczu nie chciały przestać płynąć, a on nie przestawał mnie tulić...